sobota, 19 czerwca 2010

Weekendowy

Świąteczna Wyborcza. Strona 14. i 15.
'Jestem nauczycielką i jestem lesbijką. Uczę polskiego w IX Liceum im. Jarosława Dąbrowskiego w Łodzi. Nazywam się Marta Konarzewska.'
O takim 'wyjściu' dawno nie czytałam. I choć tekst w dużej mierze pokazuje, że w polskim systemie szkolnictwa, nie ze zjawiskiem a jedynie słowem 'tolerancja' mamy do czynienia, to na uwagę zasługuje poziom odwagi autorki. Pod imieniem, nazwiskiem, miejscem zatrudnienia i zdjęciem możemy przeczytać o wieloletnim strachu, braku tolerancji i lekceważeniu. O hipokryzji i ograniczeniach z jakimi stykają się wszyscy, żyjący inaczej od tych na głos krzyczących, że pedał idzie. Jak pedał to pederasta i pedofil. Bo wszystko na p.
Pierwsze o czym pomyślałam, po przeczytaniu listu Marty Konarzewskiej, że to coming out z jakiego nie ma odwrotu. W moim odczuciu, powinna codziennie rano, idąc do pracy, otrzymywać dowody uznania, że w tak homofobicznym społeczeństwie, zdobyła się na taki krok.
Ale coś mi mówi, że historia potoczy się nieco inaczej. Że zamiast słów uznania będą słowa potępienia, publiczny ostracyzm, wykluczenie zawodowe. Próbuję sobie wyobrazić zebranie dyrekcji szkoły z rodzicami. Kto z nich głośniej krzyczy, że to niedopuszczalne, by lesba dzieci uczyła.
Druga myśl, jaka się pojawiła, była o wiele bardziej wzniosła. Bo co, gdyby codziennie Wyborcza publikowała coming outy ludzi żyjących w Polsce? Nagle mogłoby się okazać, że jest ich więcej niż się wydawało. Nagle mogłoby się okazać, że ci wszyscy, których część społeczeństwa ma za chorych, jest całkiem normalna. Zwyczajna. Jakże codzienna. Taka sama jak oni, tyle że inna. Rzadziej pytająca o preferencje seksualne, rzadziej obnosząca się z 'drugą połową', unikająca rozmów o związkach, kochankach.
Później tylko pojawiła się gorzka refleksja, że takie coming outy mogłyby być podstawą napiętnowania, komentarza w stylu 'kolejny pedał ogłasza, że jest pedałem'. I zupełnie nie wiedziałam czemu. Przecież ta wymyślona sytuacja nie miała miejsca.
Teraz wiem. Po prostu, nie mogłaby go mieć w tym kraju. Homofobów, wciskających się do łóżka innych, oceniających co jest właściwe, co nie. Polaków, którzy o seksie mówią z poczuciem zażenowania i wstydu. Dla których tabletki antykoncepcyjne to zło, invitro jest grzechem śmiertelnym i jak otwarcie je popierasz, to nawet komunii nie masz prawa przyjąć w kościele. Kraju zabobonów, w którym od masturbacji rosną włosy na dłoniach, a wypadają z głowy.
Pewnie dlatego Wyborcza nie mogłaby publikować aktów tak wielkiej odwagi tych wszystkich, którzy najpierw walcząc ze sobą, później muszą stale walczyć ze społeczeństwem kraju, w którym język polski jest ojczystym. Pewnie też dlatego, że nagle mogłoby się okazać, że wśród nas jest bardzo dużo 'tych pedałów', którym nie wiedząc, że są 'tymi pedałami' podawaliśmy dłoń na powitanie i całowaliśmy w policzek na pożegnanie.
Witajcie w Polsce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz