czwartek, 25 sierpnia 2011

Tylko gwiazdy wyglądają kwitnąco

Na głównej stronie onetu czytam "Jessica Alba jest piękna, sympatyczna i sensownie się wypowiada. Przeczy stereotypowi ładnej i głupiutkiej aktorki. Kiedy oczekiwała drugiego dziecka nawet w zaawansowanej ciąży wyglądała kwitnąco".
Ambitny materiał zrealizowany został przez Annę Wendzikowską, która na potwierdzenie słów zawartych w lidzie dodaje - "Opowiada mi o tym, jak macierzyństwo zmieniło jej priorytety. Wcześniej byłam pracoholiczką. Teraz najważniejsza jest dla mnie rodzina - mówi. Na planie filmu jej córka była z nią cały czas."
Koniec.
Tak.
Powótrzę, dla tych do nie wierzą.
Koniec.
Standardowy tekst o pracoholizmie, a nastepnie umiłowaniu rodziny jaki można usłyszeć z klasycznego bełkotu nie tylko gwiazd, ma być argumentem na "przeczenie stereotypowi ładnej i głupiutkiej aktorki". Do tego nawet w zaawansowanej ciąży Jessica Alba wygląda kwitnąco. A to już zupełnie, szczególnie wśród gwiazd, nie wspominając zwykłych kobiet, niespotykane.
Anna Wendzikowska, która zna tak wiele gwiazd i chyba nawet sama pretenduje do roli jednej z nich, prawie mnie przekonała w swoim wywodzie do aktorki. Szkoda tylko, że nie do siebie i poziomu, jakim wszem i wobec zwykła się szczycić.

sobota, 23 lipca 2011

Przemęczyłam się, czytając tekst (albo raczej pean) na cześć mężczyzn - "Chłopaki nie chorują" Ireny Cieślińskiej w najnowszym wydaniu Wysokich Obcasów.
Zresztą, nie od dzisiaj zauważyłam zintensyfikowany spadek formy "dziennikarskich" tekstów tygodnika, który szczycił się swoim alternatywnym, niezwykle kobiecym, w znaczeniu feministycznym, spojrzeniem na sprawy przede wszystkim (i wreszcie!) kobiet.
Już przełknęłam zmniejszoną liczbę artykułów solidnie przygotowanych, już przełknęłam nawet większą ilość reklam i niespójny charakter tygodnika, który momentalnie, by dostosować się do rynkowych wymogów, powielił błędy magazynów z "najwyższej kobiecej półki" (Twój Styl, Pani czy Zwierciadło).
We wspomnianym tekście autorka nawołuje kobiety, by dbały o swoich mężczyzn i zapisuje "listę tego, czego każda kobieta powinna dopilnować u swego męża, brata czy ojca" czyli w poradnikowym skrócie "Jak nie zostać wdową". Wszak tygodnik ten jest dla kobiet, więc mądre, świadome siebie kobiety powinny mieć rzetelne źródło informacji o tym, czego mają dopilnować, by ich mężczyzna żył jak najdłużej i by broń panie boże na starość nie zostały same (bo jak pokazują statystki, przytaczane przez autorkę, kobieta żyje statystycznie 7 lat dłużej niż mężczyzna).
Nie szkodzi, że w tekście mężczyzna przedstawiany jest jako nieogarnięte dziecko, które zawsze musi mieć przy sobie kobietę, która o niego zadba. Mężczyzna poza tym jest bardzo skryty i tajemniczy, a rolą kobiety jego jest namówienie go do tego, by dzielił się słabościami. W przeciwnym razie może zejść z tego świata na skutek zawału. Albowiem on, w przeciwieństwie do kobiet, nie jest tak mocno zanurzony w sieci socjalnej, nie ma mnóstwa przyjaciółek, dalszych koleżanek i on po prostu próbuje być twardy, kiedy kobieta nawet nie próbuje.
Z dziewięciu przykazań jakie mam sobie zapamiętać i wprowadzić w życie, o ile posiadam partnera są:
1. coroczne "przeglądy" lekarskie po czterdziestce: kontrola ciśnienia, sprawdzenie poziomu cukru we krwi, kontrolna kolonoskopia;
2. wizyty u lekarza w razie bólu czy innych dolegliwości;
3. poważne potraktowanie diagnozy, brania leków, poczytania na temat problemu, zmiany trybu życia;
4. wyrobienia zdrowych nawyków żywieniowych, kontrolowania wagi;
5. rzucenie palenia (najlepiej za niego);
6. regularne ćwiczenia;
7. w razie potrzeby ograniczenia alkoholu;
8. regularnych wizyt u dentysty;
9. wyluzowanie - praca to nie wszystko, a stres odbiera zdrowie.

Szkoda, że autorka zamiast tworzyć dla kobiet kolejny zakres obowiązków do wykonania w ramach zawodu "partnerka" zamiast wypisywania tych wszystkich rad, które powinny być od małego wpajane każdemu człowiekowi, nie uczy kobiet by zadbały przede wszystkim o siebie. Nie pisze o tym, jak ważne są one, jak ważne jest ich świetne samopoczucie - bez względu na wiek czy ilość kilogramów. Nie podaje im gotowej recepty na to jak mogą zmienić podejście do swojego ciała i nie walczy z redaktorami naczelnymi pisma o promowanie innego sposobu patrzenia na kobiecość.
Era dbania o facetów powinna się skończyć, choć odnoszę wrażenie, że GW oraz Wysokie Obcasy coraz silniej wpajają młodym kobietom, że nie mogą być w pełni szczęśliwe bez faceta. Nie pierwszy raz widzę bowiem na stronie gazeta.pl czy w WO tekst o nieszczęśliwych singielkach, o kobietach które poświęciły swoje życie pracy i po latach żałują, że nie mają dzieci.
Szkoda, że pani redaktor nie pokusiła się o tekst rzetelny zamiast PR-owego. Życie pokazało mi nie raz, że facet jak jest chory to w domu jest święto, czas staje w miejscu, a on choćby miał tylko gorączkę czy ból głowy, jest w stanie umierającym. Wtedy nie ma pracy, nie ma obowiązków domowych. Wtedy jest od razu lekarz, czytanie w internecie licznych rozpoznań choroby, leżakowanie, niemożność wstania po tabletki, herbatę czy nawet wykąpanie się.
Poza tym, że nie dbam o siebie - bo kiedy? - mam pracować na cały etat, rodzić dzieci (bo teraz już nawet będę musiała, choćbym ich nie chciała mieć), pracować w domu na cały etat, być dla niego zajebistą koleżanką, lojalną partnerką, namiętną kochanką i oddaną żoną, to mam być jeszcze dla niego opiekunką, lekarzem i mózgiem, który będzie myślał za niego zawsze, a w chorobie szczególnie.
Szkoda, że jeszcze fiutem dla niego mam nie być. Tylko tego mi tu brakuje.