środa, 22 grudnia 2010

Coraz bliżej święta

Na wstępie...
Należą się przeprosiny tym, którzy czekali.
Podziękowania tym, którzy czytają.
I tym, którzy pytaniami - a czemu? - podsycali stan braku zgody na ciszę.
A teraz...
Pudelkowo, plotkowo, a nawet lansikowo. Trzeba (należy) być na bieżąco. Wiedzieć co u gwiazd. U artystów. Magików sztuki. Weryfikuję. Nazywam źródła po imieniu, ale mnie nie wolno na głos, podpisując imieniem i nazwiskiem, więc jako no name jestem w pełni usprawiedliwiona.
"Rozstrzygnijmy raz na zawsze: choinka żywa czy sztuczna". Krzyczy do mnie tytuł w połowie strony. Myślę o tym dylemacie, zaznaczam za i przeciw każdej z możliwości i bardzo próbuję nie zadawać pytania - czy w zeszłym roku też nie rozstrzygaliśmy raz na zawsze wszystkiego, co ma związek ze świętami?
Że karpia zabijanego w sposób polski nie powinno być na stole? Celebryty krzyczą, że to hańba tak zwierzętom dać umierać, a później w Tesco ścigać się w kolejce po te najbardziej dorodne i zmodyfikowane, za niespełna osiem złociszy za kilogram. Te same celebryty, co krzyczą o te karpie, bez pardonu skórzane butki noszą, z najnowszych kolekcji i torby, paski i te wszystkie inne pochodzenia zwierzęcego bajery i tego hipokryzją nikt, na żadnym portalu nie nazwie. Że jedzą na imprezach dla celebrytów sushi, w którym ryby, ale te pewnie inaczej zabijane były. Nie. Wróć. One nie były zabijane. One same wzięły i umarły. I tak się na stole znalazły.
Nie wiem czy choinka sztuczna czy żywa. Ten dylemat zdaje się być nie do rozstrzygnięcia. Poproszę o telefon do przyjaciela.
Za dwa dni Wigilia. Tak. Święta świętami. Można poznać, że się zbliżają, po wzmożonym ruchu w centrach handlowych, kolędach puszczanych zaraz po 2-gim listopada i ludziach stojących w kolejce w każdym sklepie z żywnością. Bo przecież w Święta sklepy szybciej zamykają, w pierwszy dzień świąt nawet nie wszystkie są otwarte, więc trzeba kupować, kupować, kupować.
Bo w Świętach o to tylko chodzi. By nabywać, konsumować, wydalać. W rytm kolęd, w przerwie dzielenia się tak zwanym opłatkiem.
Poza tym wielka akcja rządu i robienie porządku na kolei. Bo taki bałagan, jak w tym roku, jest zwyczajnie niedopuszczalny. To przecież nie może tak być, by panie w kasach PKP nie wiedziały na jaki pociąg sprzedają bilet i czy w ogóle jakiś pociąg jeździ. Nie mówiąc o określeniu przybliżonego czasu opóźnienia. Opóźnień w PKP nie ma. Nam się po prostu wydaje. Tak samo jak rządowi, który dymisjonując wiceministra Juliusza Engelhardta ogłasza wszem i wobec, że "ktoś" musi zostać ukarany za chaos, jaki panował po 12 grudnia, kiedy miały być wprowadzone nowe rozkłady jazdy.
Wspomniane zamieszanie bardzo dosadnie skomentował Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury, którego pozwolę sobie zacytować."Sam często czekam na peronie aż przyjedzie pociąg".
Niesamowite. Tak stoi i czeka. Mój podziw jest niemalże na tym samym, co poczucie humoru, poziomie. Grunt, to umieć utożsamiać się z narodem.
Wesołych Świąt!